Dla wielu osób wyjazd na wakacje samochodem ma sens tylko w jakieś niezbyt odległe miejsca. Pomijam w rozważaniach egzotyczne cele podróży czy wyspy, bo dotarcie tam samolotem do jedyna rozsądna opcja. Skupiam się raczej na kontynentalnej Europie. Oczywiście kwestia tej odległości jest względna. Dla jednych odległy cel to już 500 km, dla innych to 1500 km. Na miejsce wolą więc dotrzeć wygodnie, choćby samolotem.
Rozumiem to, także lecieliśmy samolotem do Andaluzji. Dolot oszczędza czas. Dla wielu to także oszczędność wysiłku, jaki trzeba włożyć w prowadzenie auta przez wiele godzin. Jeśli ktoś preferuje wypoczynek pasywny, nad basenem, na plaży, to pewnie najlepsze wyjście.
Jeśli natomiast ktoś lubi zwiedzać, poznawać nowe miejsca i niekoniecznie w tłumie innych turystów, jak to ma miejsce w czasie organizowanych przez biura podróży wycieczek, ten wynajmie na miejscu auto. Oznacza to dodatkowy wydatek plus wybór aut nie zawsze jest jakiś rewelacyjny.
Wyjazd własnym samochodem niweluje te niedogodności. Korzystasz ze znanego pojazdu, wyruszasz spod domu i wracasz pod sam dom. Auto pozwala także zabrać do bagażnika, jeśli jest odpowiednio duży, znaczne więcej rzeczy niż można zabrać na pokład samolotu.
Przy czym, przy dużych odległościach ważne jest by w ekipie był więcej niż jeden kierowca. Można się zmieniać w czasie jazdy, nie ryzykując przemęczenia i problemów.
My preferujemy niezależność. Od lat wynajmujemy sobie apartament i jeździmy samochodem czy to do Chorwacji, do Włoch, czy nawet Portugalii. Znamy kilka rodzin, które organizują swoje wakacje podobnie. Wypracowaliśmy przez lata, że trasę ok. 1300-1400 km da się przejechać bez noclegu. Wspomnę tylko, że w takiej sytuacji – przejazdu na miejsce wypoczynku, bierzemy pod uwagę tylko autostrady, czy ogólnie drogi szybkiego ruchu.
Przejazd np. do środkowych Włoch na dystansie ok. 1800-1900 km dzielimy na 2 odcinki z noclegiem. Odległe trasy można także podzielić na etapy z postojem w miejscach, które warto zobaczyć. Tak zrobiliśmy podczas jednego z naszych pierwszych wyjazdów do Prowansji, kiedy zatrzymaliśmy się na chwilę w Bawarii, by zahaczyć o Neuschwanstein. Także podczas eskapady do Portugalii, zatrzymaliśmy się we francuskiej Langwedocji.
Tak się już do tego sposobu spędzania czasu przyzwyczailiśmy, że myśl o autobusie, samolocie, hotelisku wywołuje odruchy niechęci. A z tego co wiem, krajanie w większości wolą wyjazd w pełni zorganizowany, z biurem podróży, all inclusive etc.
My na miejscu spędzamy czas dzieląc dni na basenowo/plażowe oraz wyjazdowe. Przykładowo: co drugi dzień wylegiwanie się, co drugi wyjazd. Wypocząć można i zwiedzić duży kawał regionu także. Spisałem przebyte kilometry podczas jednego z wyjazdów do Włoch i okazało się, że tam lokalnie, zwiedzając przejechaliśmy prawie 2200 km. Plus dojazd to prawie 6000 km – da się!
Ale to i tak nic w porównaniu z wyjazdem do Portugalii. Dojazd w jedną stronę to prawie 3600 km. Dużo także jeździliśmy po samej Portugalii. Dojechaliśmy wtedy na przylądek św. Wincentego (port. Cabo de São Vicente) koło Sagres, to najdalej na południowy-zachód wysunięty fragment Europy. W sumie „nabiliśmy” masę kilometrów.
Wniosek – jak się chce, wiele można osiągnąć. Wymaga to trochę zaangażowania, ale wrażenia z takich wyjazdów są bezcenne.