Ostatnio wybraliśmy się do Włoch w czerwcu. Ceny lokum są zazwyczaj w tym miesiącu niższe niż w szczycie sezonu, czyli w lipcu i sierpniu. Sądziliśmy, że generalnie ceny będą niższe, ludzi będzie mniej, pogoda dobra – nie za ciepło, nie za mokro.
Nie wiem czy to tylko naiwność, czy czasy się zmieniły, ale okazało się, że było inaczej. Co do cen (poza apartamentem), to nie jestem pewien czy były jakoś szczególnie niższe. Pogoda była dobra, padało niezbyt często i potem się rozpogadzało, było ciepło, ale nie gorąco. Natomiast liczba turystów nas zaskoczyła. Były tłumy!
Słyszało się różne języki, ale najczęściej jednak angielski, przy czym chyba byli to w większości Amerykanie. Kiedy odwiedziliśmy Montalcino, znane nam parkingi były pełne! Tego się w czerwcu nie spodziewaliśmy! Długo szukaliśmy miejsca, aby zostawić auto. Jak się okazało, był to wprawdzie dzień targowy i impreza właśnie się kończyła, ale to niczego nie zmienia. Byliśmy bowiem parę lat wcześniej w sezonie, w lipcu, także był rynek i tak źle z parkowaniem nie było.
Podobnie było we Florencji, gdzie musieliśmy przeciskać się przez tłumy turystów. Ze zdumieniem patrzyliśmy na długość kolejki stojącej u wejścia do duomo. Za pierwszym razem okazało się, że był to akurat jeden z dni, kiedy odbywał się gdzieś w okolicy Florencji festiwal muzyki rockowej. Kręciło się po centrum miasta pełno ludzi młodych i w średnim wieku w charakterystycznych koszulkach fanów, głównie w czarnych t-shirtach z nazwami zespołów heavy-metalowych. Nie tłumaczyło to jednak niczego, bo podczas drugiej bytności we Florencji (już po festiwalu) tłumy nie były mniejsze.
Z ciekawości zapytałem naszą gospodynię, co się dzieje, bo przecież w czerwcu powinno być mniej ludzi. Odparła, że sama nie wie. Chyba po prostu czasy się zmieniają i Włochy są najeżdżane przez turystów już w czerwcu…
Wspomniałem, że byliśmy we Florencji dwa razy. Postanowiliśmy bowiem znowu zajrzeć do Galerii Uffizi i, jak poprzednio, nie chcieliśmy stać w długiej kolejce po bilety. Tym razem nie kupowaliśmy biletów na ten sam dzień – “na później”, czy przez Internet (poprzedni wpis), tylko zapytaliśmy w informacji czy można je kupić w przedsprzedaży na inny dzień. Okazało się, że można, trzeba tylko podejść to odpowiedniego przejścia do kas i pilnującym osobom wyjaśnić, że chodzi o bilet na później. Udało się bez kolejki kupić bilety na “za tydzień”. Kupuje się je oczywiście na konkretny dzień i godzinę.
Gdy nadszedł ów dzień, byliśmy nieco wcześniej na miejscu i weszliśmy bez kolejki do galerii.
Gdzieś przeczytaliśmy, że Mercato Centrale (inna nazwa Mercato di San Lorenzo, niedaleko bazyliki San Lorenzo) – główna hala targowa Florencji (na Piazza del Mercato Centrale) została przebudowana i na dole dalej są stoiska, na których w ciągu dnia można zakupić mięso i warzywa czy owoce. Natomiast na piętrze powstała ogromna przestrzeń pełna punktów sprzedaży jedzenia i napitków, które można wziąć na wynos lub spożyć na miejscu przy rozstawionych wokół stołach.
Po wizycie w muzeum udaliśmy się, więc do Mercato Centrale. Warto było. Dla każdego coś miłego, lokalne produkty, lokalne rzemiosło, ale też sushi. Włoska kuchnia, hamburgery z wołowiny, z której robi się bistecca alla fiorentina (chianina), jedzenie wegetariańskie, piwa, wina itd. itp. Wielki plakat informował, że ta górna część jest czynna codziennie od 08:00 do 24:00. Polecam – zajrzyjcie.