U nas lato powoli się kończy, a gdzie indziej sezon huraganów i tajfunów w pełni. Najpierw huragan Irene zagroził wschodnim stanom USA i Kanady, co nie jest bardzo częste, a potem Lee chciał zalać południowo-wschodnie stany, w tym Nowy Orlean, teraz próbuje narozrabiać Katia.
Jakoś dotychczas nie słyszałem o zagrożeniu huraganowym w Nowym Jorku. Ewakuacja setek tysięcy ludzi obrazuje jakie obawy budziło tam niebezpieczeństwo bardzo silnych wiatrów i powodzi wywołanych przez Irene. Szczęśliwie dla Nowego Jorku wiatr nieco zelżał, ale powódź dała się we znaki.
Japonia liczy straty po tajfunie Talas, który zaatakował zachód kraju i był najsilniejszy od 7 lat. Mówi się o co najmniej 26 ofiarach. Widoki zrujnowanych domów, mostów i dróg po powodziach, czy obsunięciach ziemi przywodzą na myśl obraz zniszczeń po trzęsieniu ziemi i tsunami z marca. Wtedy było to wschodnie wybrzeże, teraz – dla równowagi – zachodnie.
Sezon huraganów trwa od czerwca do listopada ze szczytem sierpień – wrzesień. Już jest “nieźle”, a co jeszcze nas czeka?
Mamy w Polsce klimat nieco przychylniejszy. Tym niemniej, jeszcze nie tak dawno przez nasz kraj przechodziły fale gwałtownych burz. Gradobicia, podtopienia, trąby powietrzne zrywające dachy. To wszystko nie brzmi dobrze. Ze swojej młodości takich “atrakcji” nie pamiętam.
Tegoroczne lato sprzyjało turystom wypoczywającym na południu Europy. Jeśli możecie sobie pozwolić na wyjazd po terminie wakacji szkolnych, to wrzesień, czy nawet październik może być jakąś szansą na ciągle fajny wypoczynek. Pogoda lepsza niż w Polsce, turystów już zdecydowanie mniej, no i ceny korzystniejsze…