Wyjeżdżając samochodem w dłuższą trasę, szczególnie na wakacje, np. w odległe regiony ciepłej Europy warto zabrać zapasowe baterie do pilota do auta.
Powiecie, że nonsensem jest zabieranie zapasowych elementów wyposażenia wakacyjnego. To tylko zwiększa bagaż. Generalnie racja, ale…
Sporo już lat temu, kiedy byliśmy na nartach we Włoszech zdarzyło nam się, że wyczerpała się bateria kluczyka/pilota do alarmu i automatycznego zamka drzwi naszego samochodu. Pozytywne było to, że to normalny kluczyk, a nie jakiś nowoczesny wynalazek, więc drzwi można było otworzyć mechanicznie, ale alarm niestety się uruchamiał.
W miasteczku, w którym byliśmy nigdzie nie mieli takiej baterii. Musieliśmy szukać dalej i gdzieś, w serwisie samochodowym nas poratowali właściwą bateryjką. Było to zupełnie niepotrzebne zamieszanie, straciliśmy przez to wtedy pół dnia.
Piloty są zazwyczaj zasilane “pastylkami” litowymi o różnych rozmiarach, ale ogólnie rzecz biorąc nie są one łatwo dostępne. Nie kupicie ich w każdym kiosku, jak paluszki AA czy AAA. Trzeba będzie znaleźć wyspecjalizowany sklep.
Kilka lat później byliśmy na wakacjach (akurat znowu zimowych), ale już innym autem i znowu bateria w pilocie zakończyła swoją żywotność. Tym razem paniki nie było, by mieliśmy zapasowy kluczyk, ale zorientowaliśmy się, że nasza poprzednia zapasowa bateria nie pasuje. W tym pilocie była jeszcze inna, mniej typowa “pigułka”.
Szczęśliwie w jednym z włoskich sklepików z elektroniką udało się i taką dostać. Zabawne było, że ekspedientka przeszukała swoje pudełka i nie znalazła takiej baterii, a ja wpatrując się przez szybę zauważyłem pastylki podobne do poszukiwanej – to była jednak ta bateria.
W okresie zimowym tym bardziej należy zwrócić uwagę na tą kwestię, bowiem w niskich temperaturach pojemność baterii spada.
Od czasu pierwszego martwego pilota zawsze zabieramy ze sobą zapasowe kluczyki i baterie do kluczyków. Jak jesteś daleko od domu, nie warto mieć problemy, których tak łatwo się ustrzec. Znacie prawa Murphy’ego: jak coś może się popsuć, to na pewno się popsuje i to w najmniej odpowiednim momencie.