Podczas naszych wakacji w Hiszpanii, dokładniej w Andaluzji, nie wzięliśmy udziału w pokazach flamenco. Po powrocie żałowaliśmy, że się nie udało. Na miejscu początkowo nie trafiliśmy na pokazy i jakoś na to nie wpadliśmy.
Kiedy pod koniec pobytu, zwiedzając jaskinie Cueva de Nerja (koło Nerja, a jakże) zobaczyliśmy tam na scenie próby przed występami flamenco, to żywo się zainteresowaliśmy tematem. Ale biletów na Festiwal Muzyki i Tańca już nie było, niestety wyprzedane.
Piszę o tym, wspominając Andaluzję, bowiem oglądaliśmy ostatnio w telewizji na kanale Planete+ ciekawy film z serii Biografie o wspaniałym gitarzyście, pod tytułem „Paco de Lucia: bóg gitary”. To ilustrowany muzyką, występami wywiad z muzykiem na krótko przed jego śmiercią.
Paco de Lucía (właściwie Francisco Sánchez Gómez) zaczynał swoją przygodę z muzyką dość wcześnie, pod okiem ojca, jako gitarzysta flamenco, by później eksplorować inne obszary muzyki. Osobiście lubię jego twórczość, zarówno nagrania flamenco, jak i jazzowe. Ale tutaj szczególnie zwracam uwagę na ten wczesny okres, na jego andaluzyjskie początki, właśnie na wykonania flamenco, na atmosferę występów.
Ten klimat jest specyficzny dla południa Hiszpanii. Warto popatrzeć na film – pewnie będzie jeszcze powtarzany. Warto to poczuć na żywo. Szczególnie, kiedy jest to występ bardziej „lokalny”, a nie tylko dla turystów.
Jeśli więc wybieracie się do Andaluzji, pomyślcie o wieczorze flamenco. To mogą być ciekawe chwile.
Fot. Flickr/der_makabere (Cornel Putan)