Z zewnątrz to nowoczesne miasto, wewnątrz – stare Chiny. Hongkong jest specyficzny.
Przez lata mały kawałek lądu na obrzeżu Chin był punktem styku z zewnętrznym światem. Zagraniczne kontakty handlowe, wpływ rządzącego tu przez lata Imperium Brytyjskiego spowodowały większe otwarcie na świat. Dodatkowo, ogromne pieniądze napływające do miasta zapewniły stosunkowo wysoki poziom infrastruktury technicznej.
Co ważne dla turystów, znajomość języka angielskiego w Hongkongu jest na wyższym poziomie i bardziej popularna niż w Kantonie, czy nawet Pekinie.
Kiedy wychodzisz na ulicę, uderza kilka rzeczy. Po pierwsze: ogromny ruch i tempo życia – masa ludzi na chodnikach i pełno samochodów na jezdni. Po drugie: ruch lewostronny, dla nieprzyzwyczajonych to także zaskoczenie i powód by bardziej uważać.
Kolejna kwestia to rzucająca się w oczy duża liczba ładnych kobiet na ulicach. W Pekinie spotkasz ładne kobiety, ale w Hongkongu “wskaźnik urody” jest na wyższym poziomie. Uroda to kwestia raczej subiektywna, ale jest coś na rzeczy (różnorodność genetyczna…?).
Jeszcze jedna sprawa to wysokościowce i kontrasty. Mały obszar, przy tym górzysty, wraz z rozwojem Hongkongu wymagał coraz większego ściskania się. Na coraz droższych gruntach, budowano coraz wyżej. Szczęśliwie wiele starych, cennych obiektów ocalało w tym pędzie do nowoczesności. Przykładem zagubiona wśród wysokich wieżowców mała świątynia Man Mo.
Przybywając tu, spotykasz się z kulturą wschodu, z kulturą Chin we współczesnym, zachodnim opakowaniu. Nowoczesnym metrem, a potem kolejką linową dotrzesz do klasztoru Po Lin i wielkiego Buddy na wyspie Lantau. Nieco już zabytkowym tramwajem ostro pod górkę dojedziesz na szczyt Wzgórza Wiktorii. Widok stąd na Hongkong niepowtarzalny, a i na spacer wokół szczytu można się udać by poznać lokalną przyrodę.
Zjesz tutaj wspaniałe dim sum bez stresu, nie zastanawiając się jakie spotkają Cię potem perturbacje żołądkowe. Dla kontrastu, w pobliskim Kantonie nie byłem w stanie się przemóc by zjeść jakiś specjał w małym barze, czy z ulicznego straganu.
Wieczorami możesz podziwiać spektakle światło-dźwięk przez zatokę Wiktorii. Przy czym lepiej z Koulun patrzeć na wyspę, podziwiając kolorowe wieżowce.
Później w dzielnicy Lan Kwai Fong, możesz spróbować dowolnej kuchni azjatyckiej. Jeśli chińskiej masz już dość, jest także wietnamska, tajska itd. A jak już zatęsknisz za Europą, to i pub w stylu angielskim tu znajdziesz.
Są i inne atrakcje. Jeśli jesteś fanem hazardu, sprawnie dopłyniesz do azjatyckiego Las Vegas – do Makau (in. Makao) jest blisko. Pragniesz więcej wrażeń, zobaczyć Chiny bez zachodnich wpływów, w krótkim czasie dopłyniesz lub dojedziesz do Kantonu.
Hongkong to ciekawe miejsce. Warto tu spędzić co najmniej tydzień. A, że kończy się powoli sezon tajfunów, można rozważyć jesienny wypad…
Więcej informacji o Chinach i Hongkongu w serwisie peregrynacje.pl.
Duza ilosc ladnych kobiet na ulicach? Te wybielone,anorketyczne paralityczki bez biustu i pupy to sa ladne kobiety?? Prosze Cie – to juz lepiej chyba jest w Malezji
Pingback: Nie masz świńskiej grypy, tylko przeziębienie, może nie leć do Chin | Peregrynacje.pl - blog