Północno-wschodnie stany USA, szczególnie wybrzeże są poważnie zdewastowane po ataku potężnego huraganu – Sandy. Jego średnica nad Atlantykiem była szacowana na 900 mil, czyli prawie 1500 km… Kataklizm najpierw narobił szkód na Karaibach. Pozbawił tam życia 67 osób, a potem zabił ponad 40 w USA.
Do zniszczeń na Wyspach Karaibskich nieco się przyzwyczailiśmy, do niszczenia przez wichurę Nowego Jorku – jeszcze nie. Pamiętamy, że to obszar bardzo gęsto zaludniony, więc skutki wszelkich klęsk żywiołowych tam się multiplikują.
Na blogu fotograficznym The Big Picture opublikowano sporo zdjęć dokumentujących kataklizm. Silny wiatr gnający bardzo wysoki przypływ, wywołuje powódź, a w górzystym terenie szaleje śnieżyca. Powódź doprowadza do wybuchów trafostacji i pożarów domów. Wiatr i woda sieją spustoszenie. Ponad 6 mln ludzi pozostaje bez prądu.
Dla Nowego Jorku to huragan stulecia. Przeczytałem właśnie, że dzięki zmianom klimatycznym takie kataklizmy będą coraz silniejsze i coraz częstsze. Huragany “stulecia” mogą się pojawiać co 20 lat, a może nawet częściej.
Topniejące lody Arktyki podniosą poziom oceanów i to w perspektywie naszego życia. Słodka woda z lodu już zaburza i jeszcze bardziej wpłynie na zachowanie prądów morskich, szczególnie Golfstromu.
Co gorsza pewne przewidywania już są nieaktualne, bo okazuje się, że zmiany przyspieszają. Niektórzy naukowcy oceniają, że jesteśmy już na równi pochyłej. Mechanizm zmian sam coraz bardziej się napędza i nie ma odwrotu. Wizje wyłaniające się z tych naukowych doniesień są raczej przerażające.
A wszystko wskazuje na to, że się sami solidnie przyłożyliśmy do owych zmian. Oby jednak nie było za późno na naszą reakcję…