Jeśli lecicie do Rzymu samolotem, to wracając do domu załóżcie sobie większy czasowy margines bezpieczeństwa. My lądowaliśmy na lotnisku Fiumicino i stamtąd jechaliśmy szybkim pociągiem na główną stację kolejową Rzymu – Termini.
Wracając, wzięliśmy taksówkę spod hotelu by zawiozła nas na dworzec główny. Namierzaliśmy się na pociąg na lotnisko Fiumicino o 09:52, ale pozbieraliśmy się trochę szybciej, więc postanowiliśmy jechać wcześniejszym – o 09:22. Bilet warto kupić wcześniej (np. od razu powrotny na lotnisku), bo przed kasami dworca stoją długie kolejki.
Ponieważ mieliśmy już bilet powrotny, poprosiłem taksówkarza, aby nas podwiózł pod wejście bliżej terminala pociągów jadących na lotnisko Fiumicino (torów 28, 29). Myślałem, że mnie nie zrozumiał lub był złośliwy, bo zawiózł nas dokładnie z drugiej strony dworca i w dodatku trafiliśmy tam na korek. Ale niestety wokół dworca jest ruch jednokierunkowy. Po 10 min. ślamazarzenia w tłumie aut, zatrzymaliśmy taksówkę i pobiegliśmy do wejścia na dworzec. Jak się obawiałem, wejście było z lewej strony dworca, a nasze tory były po prawej, w dodatku peron przesunięty mocno do przodu, co oznaczało spory dystans do przejścia.
Zziajani ledwo zdążyliśmy na pociąg. Tu się pojawiła ciekawa kwestia kasowania biletów. Na bilecie jest napisane, że trzeba go skasować przed wejściem do pociągu. Tylko jak to zrobić – rozglądałem się i nic. Jadąc w tą stronę nie skasowałem biletu, a kiedy się zorientowałem będąc już w wagonie, zahaczyłem o to kontrolera biletów – okazał się wyrozumiały i sam go “skasował”…
Tym razem zapytałem pracownika, który na peronie przy naszym pociągu ma stanowisko (biureczko…) jak skasować bilet. Pokazał na żółtą małą skrzyneczkę wiszącą na słupie nieopodal – w ogóle nie rzucała się w oczy, jeszcze była czymś zastawiona z jednej strony. Sam bym tego w życiu nie znalazł. I jak turyści mają sobie radzić, skoro bezsensownie zainstalowano ten kasownik?
Pociąg wyjechał trochę później, ale był o czasie na Fiumicino. Dało nam to nieco ponad 2 godz. do odlotu. I bardzo dobrze, bowiem nadanie bagażu zabrało ponad godzinę!!! Odprawiliśmy się elektronicznie w jednym z automatów, stojących przy stanowiskach check-in. Myślałem, że to da nam jakąś korzyść czasową, że tylko nadamy bagaż na stanowisku do zdania walizek i już.
Nic z tego. Wszystkie chyba 5 czy 6 stanowisk robiły to samo: odprawa i nadanie bagażu. Czyli staliśmy w długiej kolejce ze wszystkimi podróżnymi. Zainteresowałem się dlaczego przesuwają się tak powoli. U nas takie tempo przesuwania kolejki zapewniają 2 stanowiska odprawy. A tu ludzie stali przy stanowisku i stali. Niektórzy po kilkanaście minut – nie wiem dokąd lecieli i jakie były kwestie do rozwiązania.
Ale to Włochy. Kiedy w końcu stanęliśmy przy stanowisku i wyjaśniliśmy, że chcemy tylko nadać walizki, zaczęła się długa procedura generowania kwitków przerywana namiętną dyskusją z pozostałą obsługą. A to pani zagadała do kolegi po lewej, potem do koleżanki po prawej, potem pogadała z koleżanką, która podeszła, potem znowu kolega itd. Zacząłem się zastanawiać czy jeszcze nasza pani wie co robi, co drukuje i gdzie to przykleja…
Ale w końcu ok., udało się i poszliśmy na kontrolę bezpieczeństwa przed wejściem na terminal. Tłum wielki, ale wypatrzyliśmy najkrótszą kolejkę i tu nam poszło nieźle. Ale do wejścia na pokład pozostało już tylko 1/2 godz. Gdybyśmy przyjechali pociągiem, którym pierwotnie planowaliśmy jechać – mielibyśmy kłopot. Gdybyśmy wcześniej odprawili się elektronicznie i sądzili, że to przyspieszy całą procedurę i przyjechali później – mielibyśmy kłopot…
Kiedy już siedzieliśmy w samolocie, niemiecki pilot poinformował nas, że start będzie nieco opóźniony, bo jeszcze przeciąga się pakowanie bagaży, hmmm. Po kilku minutach pojawiła się na pokładzie koło nas owa pani, która nas odprawiła i zapytała Włocha, który odprawiał się przed nami, czy może jej oddać swoją kartę, bo źle mu wydali kwity bagażowe…
Opóźnienie wylotu spowodowało, że mieliśmy mniej czasu na przesiadkę, ale obyło się bez problemów.
Gwóźdź programu był na miejscu, w Polsce, gdy okazało się, że przyleciała z nami 1 walizka. Pan spisujący protokół zgłoszenia braku bagażu stwierdził, że 2-ga walizka pozostała w Rzymie.
Kocham Włochy, kocham włoską kuchnię, ich wina, lubię Włochów, ale co do ich podejścia do życia, a szczególnie do pracy chyba nic już nie da się zrobić…