Jadąc poza granice Polski, często liczymy na warunki i obyczaje podobne do naszych – znanych nam z codziennego życia, z naszych przyzwyczajeń, a lokalna rzeczywistość może zaskoczyć. Im więcej człowiek jeździ w obce kraje, tym bardziej oczywiste staje się dla niego, że inni niekonieczne żyją tak, jak my.
I nie myślę tu o egzotycznych krainach Azji czy Afryki, bo tam te różnice są bardziej oczywiste. Popatrzmy na Europę. Brytyjczyk zaskoczy nas herbatą z mlekiem. Włoch może mieć kłopot z zaserwowaniem herbaty, bo jak już nawet jakąś ma, to niekoniecznie ma czajnik, by zagrzać wodę.
Piszę o tym, ponieważ skojarzyłem sobie, że w minionym roku byliśmy pozytywnie zaskoczeni, gdy znaleźliśmy na wyposażeniu apartamentu czajnik elektryczny. Niby nic, rzecz drobna i oczywista. W kontekście poprzednich wyjazdów, kiedy nie było tego cudu techniki, ani żadnego zwykłego czajnika na kuchenkę i trzeba było wodę grzać w garnku i potem kombinować z jej przelewaniem, zrozumiecie, że to odkrycie mogło nas ucieszyć.
Pomijam już drobiazg, że grzanie wody na gazie zajmuje dużo więcej czasu niż ogrzanie tej samej ilości w czajniku elektrycznym.
Problem w tym, że Włosi generalnie piją kawę. Wszędzie były czajniczki na mokę, ewentualnie dla gości z zagranicy ekspresy przelewowe do kawy – te na filtr.
Tylko…., że kłopot bywał z zakupem owych papierowych filtrów. U nas są dość łatwo dostępne w dużych sklepach, w marketach, u nich kiedyś strasznie się nabiedziliśmy, aby w końcu gdzieś ten produkt zdobyć.
Okazało się, że był w sklepie z AGD. Logika prosta. Skoro kupujesz ekspres do kawy to tam też kupisz do niego filtry. OK, u nas także tam można je kupić, tyle, że są dostępne również w marketach. Jest łatwiej. Różnica w przyzwyczajeniach rodzi konsekwencje w innych obszarach.
Trafialiśmy poprzednio do apartamentów, gdzie był tylko ekspres do moki, potem również przelewowy, no a teraz jeszcze na dodatek czajnik. Jaki full wypas…