Znany brytyjski kucharz Jamie Oliver, który ciekawie łączy kuchnię północnej Europy z pochodzącą z południa, szczególnie włoską, jakiś czas temu prowadził w Wielkiej Brytanii akcję mającą na celu poprawę sposobu żywienia dzieci w szkołach, przejścia na jedzenie świeże i zdrowe.
Idąc za ciosem, postanowił podobne działania przeprowadzić w USA. Stany są kojarzone ze złymi nawykami żywieniowymi. Tam generalnie jada się fast food, jedzenie mocno przetworzone – ważna jest szybkość, nie jakość i wartości odżywcze. Jamie trafił do Huntington – miasta o najwyższym wskaźniku ludzi otyłych. Wysoka zachorowalność na choroby z tego wynikające, pokazany otyły 6-klasista z oznakami zbliżającej się cukrzycy, wysoka umieralność w stosunkowo młodym wieku to nie przelewki.
Tak, jak w Anglii postanowił rozpocząć działania od szkół. Przyjrzał się także jednej z lokalnych rodzin. W pierwszym odcinku, pokazanym tydzień temu na kanale Kuchnia+ przeżył pierwsze trudne chwile, napotykając niezrozumienie i zderzając się z aparatem administracyjnym i momentami dość absurdalnymi wytycznymi żywieniowymi. Nie jest dobrze gdy najważniejsze są wytyczne, niezależnie od tego czy mają sens, czy nie. Pierwsze obiady przygotowane w szkolnej stołówce ze świeżych produktów trafiły w większości do kosza. Dzieci przyzwyczajone do hamburgera i pizzy, nie chciały jeść świeżego kurczaka, wypluwały sałatę.
We wczorajszym odcinku próbował przekonać dzieci do zdrowej żywności, nieprzetworzonej. Pokazał grupie dzieciaków jakie kawałki kurczaka są cenne i smaczne, a co się robi z resztkami, ze skórą etc. Zmielił to na papkę, przecedził i zrobił panierowane, smażone na oleju kotleciki. W Anglii dzieci zapytane czy chcą to zjeść odpowiadały, że oczywiście nie. Tutaj Jamie przeżył szok kiedy zgodnie odpowiedziały, że chcą je jeść. Dlaczego? Bo są głodne. Istotny był tylko znany kształt kotlecika w panierce.
Jamie podejrzewał, że ludzie prawie nie znają tam nieprzetworzonej żywności. Chcąc sprawdzić wiedzę uczniów na temat warzyw, w czasie jednej z lekcji pokazywał im przyniesione ze sobą produkty i pytał co to jest. Dzieci nie znały kompletnie warzyw. Nie wiedziały nawet co to pomidor, czy jak wygląda ziemniak. Doskonale znały ketchup, ale nie wiedziały, że wytwarza się go z pomidorów, to samo z frytkami. Jamie był zaskoczony, my chyba jeszcze bardziej.
Przygotował w stołówce kolejny posiłek, do którego potrzebne były sztućce. Nie rozdawano jednak w szkole sztućców, uznając je za niepotrzebne. Dzieci nie umiały się nimi posługiwać! Tu Jamie przeżył kolejny szok. Pytał czy nie żartują. Nie żartowali. Dla nas to także było zaskoczenie. Nasze nastoletnie dziecię pytało, jak to możliwe.
Ot, ciekawe różnice kulturowe. Wydaje się nam, że w kwestiach żywieniowych różnimy się od np. ludów Azji, a tu taka niespodzianka. Ameryka i Europa w tym obszarze też mogą się różnić. Ciekawy jestem kolejnych odcinków Żywieniowej rewolucji Jamiego Olivera, czy przezwycięży on niechęć i niezrozumienie. Polecam program Waszej uwadze, daje bowiem do myślenia.