W regionach turystycznych, gdzie jest wiele tras wycieczkowych poprowadzonych poprzez mniej lub bardziej chronione tereny zielone, często można trafić na szlaki rozdeptane przez niesfornych turystów. Pierwotna ścieżka robi się coraz szersza, kosztem otaczających ją roślin. Wręcz często tworzone są obok ścieżki “alternatywne”, skróty etc.
Niespecjalnie pomagają prośby, tablice informacyjne ze wskazaniem, by poruszać się tylko po wyznaczonym szlaku. Za wiele nie dają także płotki, czy różne odgrodzenia. Zawsze jakiś turysta pójdzie nie po piachu czy kamieniach, tylko po trawie.
Ostatnim razem we włoskich Dolomitach zwróciłem uwagę na ciekawe rozwiązanie tego problemu. Mianowicie zauważyłem, że w niektórych miejscach wzdłuż brzegów górskich ścieżek wysypany był naturalny nawóz.
Najpierw pomyślałem, że to może jakiś narwany farmer wysypał nadmiar tego “dobra”. Ale nie, później zobaczyłem więcej takich miejsc i zorganizowaną ekipę, która z wykorzystaniem sprzętu dość dokładnie obrzucała brzegi szlaku obornikiem. Po odpowiednim leżakowaniu, już nawet nie atakował tak bardzo powonienia.
Wtedy mnie olśniło. Załatwiali dwie rzeczy. Podeptana górska łąka była w stanie szybciej i lepiej się zregenerować, a rozbrykani turyści unikali brzegu szlaku jak ognia.
To takie proste: po co płotki i tablice, wyrzuć na szlak gnojowicę!