Livigno podobno znane jest z tego, że jest strefą wolnocłową. Chwalą się, że mają taki status od XVII w. Jak to jednak ze strefami wolnocłowymi bywa – wokół nich czyhają celnicy, żeby Was dopaść.
Ceny w sklepach na niektóre artykuły rzeczywiście były niskie: kawa, mocne alkohole (sprzedawane jak w strefach wolnocłowych na lotniskach – w butelkach litrowych), kosmetyki, zabawki np. Lego.
W centrum miasteczka, gdzie jest strefa ograniczonego ruchu – dla pieszych, znajdziecie całą masę sklepów z kosmetykami. Ceny są bardzo atrakcyjne.
Alkohole, czy kawę oczywiście korzystniej jest kupić w supermarkecie niż w sklepie spożywczym. W sklepie, w pobliżu miejsca, gdzie się zatrzymaliśmy, whisky Chivas Regal 1l kosztowała 21,40€, a w Coopie 18,50€, likier Limoncello 1l (ta sama marka) 9,55€ vs 7,95€. Jeszcze z Coopu – kilogram ziarnistej kawy Lavazza Qualita Oro kosztował 9,15€.
Niskie ceny dotyczą alkoholi mocniejszych – piwo wcale tanie nie było.
Za to paliwo jest w Livigno bardzo tanie. W Niemczech płaciliśmy za olej 1,202-1,224€/l, a tutaj 0,723€/l…
Obraz całości nie jest jednak taki jednoznaczny. Ceny noclegów, artykułów spożywczych, jedzenia w restauracjach są tu raczej normalne, włoskie, momentami nawet dość wysokie… Mieszkańcy wiedzą jak zarabiać.
No i ewentualnie jest jeszcze jeden punkt, na zakończenie.
Wyjeżdżaliśmy z Livigno przed świtem – tunel Munt La Schera otwarty na wyjazd z Livigno do 09:00! Pobudka przed 05:00, wyjazd o 06:20, zimno, auto pokazuje -12°C, za chwilę -15°C. Na ulicach pustawo, jedzie z nami kilka aut, ale nie ma tłoku.
Zaraz za tunelem jest przejście graniczne i oczywiście Szwajcarzy zatrzymali nas – Polaków. Tylko czekałem i patrzyłem jak pogranicznik puszczał auta Skandynawów przed nami i zatrzyma rękę na nas…
Pytali co mamy do zadeklarowania. Szukali papierosów i alkoholu.
Ja – przeziębiony, kaszlący musiałem wywalić cały, pieczołowicie zapakowany bagażnik. Wszystkie torby i siatki trafiły do ich budyneczku, gdzie celnik je przeglądał. Znalazł tylko to co mu powiedziałem, że mam. Jak trafił na jeszcze jedną butelkę, strasznie się ucieszył, a to okazała się być woda mineralna.
Przejrzał jeszcze w bagażniku buty narciarskie, zajrzał pod podłogę, we wnękę koła zapasowego. Na koniec, czym mnie już rozłożył, zajrzał pod samochód…
Narkotyków szukał, czy co?
Na granicy szwajcarsko-austriackiej znowu spowolnienie. Kolejka aut mijała powoli ich budkę celniczą. Nikt nic nie sprawdzał – nas nie sprawdzał. Ale na poboczu stały 2 auta i je “trzepali”. Jedno miało oczywiście rejestrację z Polski…
To już wyglądało na jakiś żart.
Tak więc uważajcie z zakupami, bo tanie Livigno, dzięki szwajcarskim celnikom może stać się drogim doświadczeniem…
DDODAM JESZCZE ŻE WIĘKSZOŚĆ AUT NA REJESTRACJACH ZACZYNAJĄCYCH SIĘ OD W…. NOWOBOGACCY!!!!!!!
jakby pazerni Polacy nie wywozili kartonami wódki z Livigno to nie było by tych kontroli, audi Q7 i pełny bagażnik wódy. takie mają o nas zdanie !!!!!!! też tam byłem i widziałem jakie zakupy robią polacy przed wyjazdem!!!!
standard, polacken zawsze będą dla nich ludźmi drugiej kategorii
Pingback: Dojazd do Livigno we Włoszech | Peregrynacje.pl - blog