W czasie naszego letniego pobytu w górach, a dokładnie we włoskich Dolomitach, w jeden z dni z gorszą pogodą postanowiliśmy “podskoczyć” do Wenecji. Klasyczny dylemat, “tu” chłód i pada, “tam” słońce i upał… Trasa poniżej 200 km wydawała się nie tak długa, a że już tam nie byliśmy czas jakiś, pomysł wydawał się dobry.
Pewnie jest mało tak szalonych ludzi jak my, ale gdyby ktoś chciał przejechać autem podobną drogę, to pomyślałem, że przydadzą się wtedy nasze doświadczenia. Powiecie, cóż za problem. Wpisujecie w nawigację cel podróży, w tym wypadku Wenecję i jedziecie tam. No właśnie. Z doliny Alta Badia różne mapy prowadziły nas drogą krótszą, czyli przez Arabbę i potem drogami lokalnymi, najczęściej w wariancie do Longarone.
Ale na mapie widać, że z Cortina d’Ampezzo do Longarone wiedzie droga krajowa – główniejsza, choć nieco odbija w bok. Wcześniej przejechaliśmy trasę z Corvary do Cortiny przez przełęcze Valparola i Falzarego. Droga była dość dobra, widokowo ciekawa, oczywiście kręta. Ale droga przez Arabbę i dalej, także jest kręta, raczej wąska i patrząc na mapę wolałem pojechać troszkę dłuższą trasą, przez Cortinę, a potem drogą SS51 na Belluno, do autostrady A27.
I słusznie, bowiem droga krajowa okazała się być szersza, z odcinkami pozwalającymi wyprzedzić ciężarówki (dłuższe proste, czy czasami nawet 2 pasy), w jej ciągu było sporo tuneli, była więc szybsza i bezpieczniejsza niż te lokalne kręte, wąskie drogi górskie.
Za Treviso autostrada A27 łączy się z A57, przedtem są bramki z opłatami, bowiem na tym odcinku w pobliżu Wenecji A57 jest bezpłatna, odgrywa rolę obwodnicy miasta. Jedziemy dalej i w Mestre zjeżdżamy na SR11 do Wenecji, na parking Tronchetto.
Przejazd autostradą A27 jest płatny i w tym przypadku kosztuje 7,90€ w jedną stronę (czyli Belluno-Wenecja i potem ponownie Wenecja-Belluno).
Po udanym pobycie w Wenecji, powracaliśmy tą samą drogą do Cortiny i Corvary. Nam akurat zaraz po zjeździe z autostrady na SS51 trafiła się straszliwa ulewa i burza. W tym momencie tunele odegrały dodatkowo pozytywną rolę. Na szczęście po jakimś czasie się uspokoiło, ale chmury spowijające góry pozostały.
Nieco gorzej się jechało z Cortiny do Corvary, było już po zmroku. Zakrętasy, ciemno i momentami mgła, pojawiły się kłopoty z widocznością. Ale daliśmy radę. Za to wieczorem, po ciemku, jakiś zwariowany rowerzysta wracał z gór do Cortiny. Oczywiście nieoświetlony. Jakiś samobójca.
Różnica w długości drogi była niewielka – 180-kilka w stosunku do 190-kilka km, ale jakościowo była, myślę, istotna różnica. Warto weryfikować samemu wskazania nawigacji i czasami wybierać drogę trochę dłuższą, ale naprawdę szybszą.