Wracając kiedyś do domu z wakacji, jechaliśmy przez Francję autostradami. Aby skrócić sobie drogę, przejechaliśmy stosunkowo niedługą część trasy drogą lokalną. Był to skrót między dwoma autostradami.
W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że paliwa mamy coraz mniej, a przy tej drodze (momentami ekspresowej) nie ma żadnej stacji paliw. Co jakiś czas znaki pokazywały, że stacje są, ale tylko w mijanych miasteczkach.
Zasięg cały czas nam spadał. W końcu postanowiłem zjechać do jakieś pobliskiej miejscowości, gdzie przy drodze podano, że jest stacja. Stacja była, owszem, ale przy markecie i bezobsługowa. Trzeba było zapłacić kartą kredytową.
Generalnie nie byłoby problemu, tylko jak zapłacić, skoro nie wiadomo co po francusku dystrybutor wypisuje na wyświetlaczu. Moje próby nie powiodły się.
Postanowiłem zatem poprosić o pomoc. Zapytałem pierwszego sąsiada – tankującego z sąsiedniego dystrybutora Francuza co mam zrobić. Coś pogadał, pokazał, ale nie pomógł. Kolejny, jakiś młody lokales też nie mówił po angielsku.
Kiedy w końcu zaproponowałem, że dam mu gotówkę, a on za tyle euro zakupi mi paliwo na swoją kartę, spanikował. Zaczął coś bełkotać, że “nie” i odjechał. Chyba miał mnie za polskiego złodzieja, tylko jak miałbym go okraść? Potem patrzyłem w lustrze na swoją gębę – chyba wyglądam na uczciwego faceta…
Po chwili podjechał na motocyklu starszy (siwy) jegomość, też Francuz, ale dało się z nim dogadać po angielsku. Bez żadnego problemu dał się namówić na taki układ. Dałem mu 30€, a on wbił swoją kartę do dystrybutora i odszedł mówiąc, że mam sobie sam zatankować, byle nie więcej niż za 30€. Dodam, że dystrybutor kasował z karty tyle pieniędzy, ile litrów wlałeś.
Ów sympatyczny Francuz nie patrzył ile leję. Zrobił na mnie wrażenie. Z drżeniem rąk zatankowałem mniej niż za 30€…
Mieliście także takie przygody?